Fastiwal trwa, grajdołu nie ma. I słusznie, bo zainteresowanie rok temu było niewielkie. To nie była taka bieda, jak na pierwszym Grajdole, gdy można było uczestników policzyć na palcach jednej dłoni, ale jednak rozczarowująco, po rekordzie frekwencyjnym dwa lata temu.
Spotkanie z Martinem odbyło się dzisiaj. Jako, że było wielu chętnych, z zamku przeniesiono je do sali kinowej. Wstęp wolny, więc się wybrałem. Tłumaczka radziła sobie świetnie, ale większość widowni obywała by się chyba się bez jej pomocy. Jedynym na co autor narzekał były jaskrawe lampy skierowane na scenę, które skutecznie uniemożliwiały mu zobaczenie czy ktoś jest na widowni
Martin był dokładnie taki jak się można było spodziewać. Wyglądał jak krasnolud w charakterystycznej czapce
Mówił też dokładnie to czego by się oczekiwało: że nowy tom ukończony i wydawca już go ma, że trwa casting do kolejnego sezonu, że wolałby mieć wiecej czasu - na pisanie opowiadań, pracę nad antologiami, współpracę z twórcami gier. Że serial okazał się sporym sukcesem międzynarodowym, i ogólnie to autor jest zadowolny z ostatecznego efektu. Tak, lubi postacie, które tworzy i przywiązuje się do nich. A zmiana wieku postaci w serialu była konieczna z wielu powodów - prawnych, logicznych, wieku aktorów. W ogóle często tworząc serial muszą iść na kompromisy z najdziwniejszych powodów - choćby dlatego, że ten cholerny koń nie chciał skoczyć przez te cholerne ognisko, nawet gdy ogniska już nie było, a inny koń za bardzo zainteresował się nocą poślubną Deanerys. A konie to najmniejszy problem, w porównaniu z huraganem w Maroko
Aha, Polska, polskie jedzenie i polskie kobiety - oczywiście na razie mu się podobają, chociaż jeszcze nie miał okazji wiele spróbować i zobaczyć
To co mówił, plus odpowiedzi na pytania z widowni, trwało ponad 2 godziny. Potem jeszcze około 1,5 godziny podpisywał książki. Było sporo fotografów i jakieś kamery, więc jest szansa, że przynajmniej fragmentaryczną relację będzie można gdzieś zobaczyć.