Nazwa użytkownika:

Hasło:

Autor Wątek: Hobbit: Pustkowie Smauga - recenzja  (Przeczytany 1469 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Blemmm

  • Rycerz
  • Wiadomości: 106
  • Płeć: Mężczyzna
Hobbit: Pustkowie Smauga - recenzja
« dnia: Grudnia 29, 2013, 00:35:56 »
Przedstawiona recenzja jest subiektywna i oddaje moje odczucia dot. filmu i jego realizacj. Zawiera spoilery (o ile takie możliwe są).

Idąc na Hobbit – Pustowie Smauga, byłem pewien obaw – czy ta cześć będzie podobna do poprzedniej? Czy dalej reżyser będzie niezdecydowany? Czy będę się dobrze bawił, a nie krzywił twarz?
Pozwólcie, ze fabułę zarysuje w skrócie, gdyż „Hobbit” Tolkiena jest powszechnie znanym utworem i wątpię, by można było go komukolwiek zaspoilerować. Otóż nasza dzielna drużyna po opuszczeniu Gór Mglistych dalej udaje się w kierunku samotnej Góry, po drodze zahaczając o dom Beorna, przechodząc przez mroczną puszcze (mając po drodze przeprawę z pomiotem Szeloby, Elfami i jakimś cudem –
Orkami), opuszczając ją docierają do Dale gdzie początkowo nieprzychylni mieszkańcy pomagają kompanii która udaje się ostatecznie do Samotnej Góry, gdzie przychodzi im spotkać „gospodarza”.
Część ta jest typowym cliffhangerem, jak 2. część Władcy Pierścieni czy chociażby Powrotu do przyszłości. Dlatego też trochę ciężko jest ją ocenić, wyrwaną z kontekstu – jest to powód dla którego nie będę się pastwił nad jej początkiem i końcem (który to jest dosyć przewidywalny). Mogę go ocenić na dwóch płaszczyznach: jakie jest Pustkowie Smauga jako film i jako ekranizacja.
I musze przyznać, że jako film jest to naprawdę dobry film, który bawi i ekscytuje. Aktorzy bardzo dobrze czuli się w role, które odgrywali – z głównych bohaterów należy wymienić
Gandalfa, Barda, Bilba, Thorina, Balina i Smauga. Z drugoplanowych – Króla Elfów, Władcę Dale i jego wazeliniarza. Reszta dobrze się spisała, ale po prostu miała na ekranie za mało czasu, by się wykazać. Scenariusz? Jako scenariusz filmu się broni – rozbudowanie cienkiej książeczki dla dzieci w film, który przedstawia tak dużo postaci i które, powiedzmy szczerze, z nielicznymi wyjątkami opisane były pokrótce, było trudnym zadaniem. I udało się! Każdy ma swój cel, swoje obawy, czymś się cechuje. Czujemy zmianę charakteru Bilba, zło i chciwość Smauga, wyższość i niechęć do obcych Thandurila oraz obawy o mieszkańców Barda. Nawet dodatek w postaci elfki wojowniczki wpasowuje się dobrze w scenariusz filmu (jako filmu…).
A jak świat przedstawiony, scenografia oraz stroje? Pokuszę się o stwierdzenie, że dużo lepiej od Władcy Pierścieni. Krajobrazy są malownicze i zapierają dech w piersiach. Stroje są przepiękne i realistyczne. Z lokacji za najbardziej zachwycające uznałbym Dale i Królestwo pod Górą – są żywcem wyjęte z ksiązki i na ekranie „czuć” klimat – patrząc na Dale, nie mogłem się oprzeć wrażeniu smrodu ścieków, wody i ryb. A opustoszałe królestwo zachwyca ogromem i bogactwem i przeraza złem i pustką…
Skoro wspominam o Samotnej Górze, muszę zaznaczyć – nieważne jaka jest reszta filmu – film trzeba zobaczyć chociażby dla samego Smauga i całej sceny w opuszczonym królestwie. Jest majstersztykiem klimatu oraz ekranizacji. A sam Smaug – jest to najlepszy ekranowy smok, jakiego w życiu widziałem. Widać, że w niego poszło najwięcej pieniędzy: wydaje się być żywy, naturalny, a co najważniejsze – straszny. Po prostu przeraża swoją dumą, arogancją, chciwością, potęgą i złem.
Szeli chodzi o muzykę – powiem szczerze, że nie wzbudziła mojego zachwytu i nie była pamiętliwa (oprócz początkowej, gdzie ogarnęła mnie furia gdy jeszcze raz usłyszałem motyw z WP…), ale i nie przeszkadzała. Jednak w porównaniu do innych elementów filmu wypada po prostu blado.
Pisze w samych superlatywach, ale czy SA złe rzeczy w tym filmie, które się mogą nie podobać? Niestety tak i to dosyć poważne.
Pierwszym problemem filmu jest widoczny brak koncepcji reżysera co do tego, w jakim klimacie ma być utrzymany film. Ksiązka oryginalnie jest baśnią dla dzieci, utrzymaną trochę w klimacie starych baśni Braci Grimm – uczy, bohaterowie się zmieniają, podział na dobrych i złych, elementy fantastyczne oraz trochę brutalności. W związku z tym reżyser powinien albo utrzymać film w konwencji baśni i nie traktować niektórych elementów zbyt poważnie (np. przeszłość i zachowanie Króla Elfów) albo całkowicie poważnie podejść do tematu jak w WP (i nie wstawiać elementów groteskowych, które pasują jak pieść do nosa). I o ile, moim zdaniem, pierwsza część była urealnioną baśnią i zachowano dużo klimatu baśniowego (piosenki! Pierwsza połowa filmu! Zachowanie bohaterów), o tyle w tej części jest groch z kapustą – na przemian sceny groteskowe z poważnymi. Drogi Jacksonie – rozumiem naciski WB i chęć zarobienia i dotarcia do szerokiego grona odbiorców – dlatego nie czepiam się mocno elfiego wątku romantycznego albo polityki Dale. Ale błagam – konsekwentnie buduj i utrzymaj klimat w filmie a nie rujnuj go co chwila. Bo nie wiem czy mam się śmiać czy płakać – i to nie z powodu celowego katharsis, tylko twojej winy. Jakby jeszcze tego było mało – boleje nad Thorinem. Pamiętacie jak w pierwszej części można było poczuć tragizm postaci i jej rozterki moralne? Tutaj czeka was duży ból dupy, gdyż przez połowę filmu zachowuje się on jakby nigdy nic a pod koniec ma rozterki i problemy z charakterem. Tak się nie robi, naprawdę – jak mam się wczuć w postać albo ma mi być jej żal?
Niestety, chciałbym żeby to było jedynym powodem oceny złej tego filmu. Bo jako film fantasy naprawde jest to fim bardzo dobry. Jednak jeżeli miałbym go ocenić jako ekranizacje… jest źle. Bardzo Źle.
Moja ocena jest surowa, jako że jestem fanem tego uniwersum, a i Jacksona się traktowało pochlebnie jako tego, któremu udało się przenieść na ekrany WP. WP jest dobrą ekranizacja, ma swoje błędy i da się je wybaczyć, mimo że mnie jako fana drażnią (Glorfindel? Sauron – latarnia? Saruman? Gimli?). Natomiast w Hobbiście doszło do abominacji. Już w pierwszej części było źle – zagmatwali przeszłość dziadka Thorina i ojca Thorina, zmienili bitwę o Morię, nagle żyje Azog zamiast jego syna Bolga, Radagast był hipisem po LSD (czemu nie druidem?), kwestia Trolli i Górskich Olbrzymów, „Jean Grey” Galadriela i oczywiście – Samotna góra widoczna z 400 mil. Jak sprawy się mają w tej części? Już wyliczam i ostrzegam przed możliwymi spojlerami.
Po pierwsze – pojawia się Bolg! Tak, proszę państwa, oryginalny książkowy Bolg. Niech ktoś mi wytłumaczy, czemu on nie jest antagonista, tylko już mający od dawna nie zyć Azog?
Po drugie – wiedza postaci. Dobija mnie, ze niektóre postacie mają informacje ot tak z dupy, np. Smaug, który zna przydomek Thorina.
Po trzecie -  czarne strzały Barda. W oryginale strzała wykuta przez Thróra i uzyta jako ostatnia strzał by zestrzelić Smauga. W filmie? Typ strzały używany do obrony przed smokami jako pocisk do krasnoludzkich balist… to jest złe. Na dodatek wszyscy mieszkańcy miasta wiedzą że jego przodek spudłował kilka razy w Smauga i przez niego nie uratowano miasta. Pytam się – jak? Wszyscy zamiast uciekać patrzyli w niebo jak cielaki i obserwowali niepowodzenia władcy? Proszę… a z tym wydarzeniem jest związane - po czwarte – dziura w pancerzu smoka. Oryginalnie smokowi brakowało jednej łuski w okolicy serca od leżenia na skarbach – w filmie od tego ze czarna strzała trafiła w smoka i zniszczyła jego łuskę. Czy ktoś mi wytłumaczy z jakiego materiału są wytworzone te strzały? Bo nie z mithrilu. (Może adamantium od razu?).
Po piąte – ślepi strażnicy i orkowe komando. Proszę mi wyjaśnić konsekwencje scenarzystów (Guillermo del Toro, Peter Jackson, Fran Walsh, Philippa Boyens), że we WP Orkowie są jak każda armia, z przewaga mięsa armatniego i raczej słaba, bo walczącą ze strachu. Natomiast w filmie otrzymujemy orcze komando, które dostaje się niepostrzeżenie w okolice siedziby Elfów w Mrocznej Puszczy. Ba – dostają się do Dale, gdzie jak Bard się przemieszcza to byle strażnik go zauważa i ściga z innym, ale grupa Orków na wargach wpada do miasta skacze po dachach i nikt nie widzi nic… Potem walczą, a strażników nie ma. UCIEKAJĄ PRZEZ GŁÓWNY MOST, KTÓREGO NIKT NIE PILNUJE! Czy ci strażnicy uczyli się w szkole dla milionów przeciwników Bonda?
Po szóste – w scenie ucieczki od Elfów, Kili zostaje trafiony strzałą przez Orka. Później się okazuje od tego Orka, że trafił go strzałą Morgulu. Ktoś mi wyjaśni, czemu szeregowy Ork ma dostęp do broni Nazguli?
Po siódme – maskowanie twarzy Thranduila – jest scena, w której pokazują blizne po smokach na twarzy króla. Ciekawa koncepcja podoba mi się. Ale czemu ten król może ją sobie ukrywać iluzją? Od kiedy ma on moce Elronda lub Meliany albo od pierścienia?
Po ósme – Gandalf w Dol Guldur, który poszedł na zwiad świadom pułapki, gdzie jak walczy z Azogiem, Azog go ot tak powala. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nie to, że Gandalf Szary we WP nie był takim słabeuszem! W książce również, więc nie widzę, aby scenarzyści byli konsekwentni. Zresztą podobna niekonsekwencja jest u Legolasa – we WP chłopek roztropek, a w H targaj, którego dumę obraza krew własna, którą widzi.
Po dziewiąte – ciało „Nekromanty”. Skoro już tolkieniści uzgodnili oraz „History of The Middleearth” potwierdzają, że miał ciało a nie był duchem tylko – to czemu dalej jest tym duchem? Ale to argument na sile, bo przynajmniej zachowano elementy świata przedstawionego zgodne z WP.
Po dziesiąte i najważniejsze – slapstick i groteskowość walk. To jest największy grzech filmu. Znowu pokazywanie krasnoludów jako elementu komicznego jako małe, śmieszne, agresywne karzełki (chociaż bywały i śmieszne gagi np. o Gimlim). I to możnaby znieść. Ale nagle reżyser serwuje nam ucieczkę krasnoludów przed Elfami połączoną z atakiem Orków. Gdzie balet Legolasa polega na strzelaniu z łuku z 5 cm, nastaniu na rozpędzonych beczkach i strzelanie do wszystkiego co się rusza. Do krasnoludzkiej beczki, która się toczy po skałach nokautuje w różnych miejscach 10 Orków i cała wraca do rzeki! Baczka Bombura, która częściowo się rozlatuje, wiec prostuje przez szczeliny ręce i jak barbarzyńca z diablo robi młynek i wszystkich dookoła zabija! Jest tego więcej w tej całej scenie jest tak absurdalna i groteskowa, że śmiałem się i byłem zażenowany jej poziomem! Jackson! Jak robisz wyprawę na powazne z dylematami moralnymi i na sile ja robisz epicką – nie wciskaj mi tandetnych walk rodem z „Maczety” Panie Del Toro – to się sprawdzało w pana parodii kina akcji a nie w pretendującym do filmu roku klasyku fantasy!
Ale ale! To się pojawia także w walce w Dale, gdzie z dupy wypadają i zapadją się Orkowie, są podbijani pod losowym kątem a kulminacją jest spadający na łódź Ork, który podbija innego orka na wysokość 2. piętra, gdzie jest za pomącą dwóch sztyletów dekapitowany, a głowa zostaje na ostrzach i ma głupi wyraz twarzy…
Czy ja musze mówić, jak te kretyńskie walki pasują jak krew z nosa do innych scen batalistycznych? Bo tak wyglądają tylko walki z Orkami, które przedstawia się jako super komando ze strzałami Morgulu? Dziekuje za zepsucie klimatu i za śmiech z głupoty scenarzystów i choreografów rodem z Maczety i filmów Jackie Chana.
Mógłby ktoś spytać „Blemmm, czemu przejmujesz się takimi bzdetami?”. Proste – jestem fanem, Hobbit jest częścią dzieciństwa, a najważniejsze – Jackson kreuje się na takiego szczegółowego i drobiazgowego twórcę, który dużo czyta i konsultuje się. Gówno prawda. Dało się przynajmniej połowę z tych rzeczy pominąć. Trzeba ekranizować z głową. A nie robić Misz- masz dla dzieciaków i dorosłych i kobiet. Ale co ja wiek, kasa się liczy…
Tak na zakończenie – Wątek miłosny Elfki jest o tyle uroczy co zbędny i z dupy i o ile traktując go filmowo naprawdę dobrze wypada, to ekranizacyjnie jest nieprawdopodobny po stokroć.
Byłbym zły gdybym nie znalazł dobrych momentów ekranizacji. Oprócz wspomnianej strony wizualnej, podobało mi się przedstawienie Elfów – jako wyniosłych, silnych potężnych istot, które są obojętne na resztę świata i także potrafiące być okrutne złe i legające „ludzkim” słabościom. Oczywiście jest to niekonsekwentne w porównaniu do WP, ale do książek – jak najbardziej. Ponadto moim faworytem jest przerażający Smaug i Legolas, który nie jest wymoczkiem. A scena dialogu miedzy smokiem, a złodziejem znakomita.
Podsumowując recenzje. Czy jest to dobry film? Bardzo! Czy się podoba, wzbudza emocje i ekscytuje? Zdecydowanie! Czy dobrze odwzorowuje książkę? Nie! Niszczy ją istotnymi rzeczami, które dałoby się inaczej przedstawić.
Osobiście polecam ten film, szczególnie dla ostatnich 30 minut, które moim zdaniem są kwintesencją filmu i SA warte obejrzenia. Natomiast jeżeli oczekujesz, że ktoś dobrze podszedł do książki i ją zekranizował – to tylko na płaszczyźnie wizualnej. Zawiedziesz się bezmyślnością twórców.

Czekam na opinie